30 października 2013 r. Tego dnia wróciłem z pracy nieco później niż zwykle. Mimo zapadającego zmroku od razu zauważyłem charakterystyczną wyrwę w krajobrazie widzianym z okna. A więc stało się...
Poszedłem na miejsce. Wszystko zostało dokładnie uprzątnięte, teren wyrównany; gdyby nie brak trawy w tym miejscu, można by się nawet nie domyślić, że kiedyś (ba - dzisiaj!) rosło tutaj drzewo. I to jakie drzewo... Pomyśleć, że jeszcze rano patrzyliśmy na nie z Kasią. Nie udało mi się nawet zrobić zdjęć powalonej topoli. Może po powrocie ze świąt usunę warstwę ziemi i spróbuję policzyć słoje (o ile pniak nie został wykarczowany, ale pewnie został). Jedyny pozytywny akcent jest taki, że kilka metrów dalej w nasadzeniu zastępczym posadzone zostało ok. 3m wysokości drzewko i jest to... również topola! Prawdopodobnie włoska, bo nie sądzę żeby w tak wąskim miejscu sadzono typową topolę czarną lub "kanadyjkę". Tak więc życie za życie, przynajmniej tyle...
Coś ważnego dla mnie właśnie się skończyło. Pewien rozdział został zamknięty. "Mojej" topoli już nie ma. Pamięć o niej pozostanie jednak we mnie na zawsze. Jeszcze dłużej pozostanie w sieci...
![]() |
||
Smutny widok z okna po ścięciu topoli. |
![]() |
![]() |
![]() |
Widok od strony południowej. |
Drzewo zostało dokładnie wykarczowane. Gdyby nie brak trawy, można by się nie domyślić, że tu kiedyś rosło... |
Nasadzenie zastępcze w postaci młodej topoli (włoskiej?). |